Chronologiczny opis wyjazdu


Dzień 1 - 2009.02.14 (sobota)

Tegoroczny wyjazd na narty został zaplanowany dość szybko, wybór padł na austriacki region SKIAMADE, a dokładnie wylądowaliśmy w St. Martin, na wschodzie tego regionu. Dojazd: początek słaby, zwłaszcza na Słowacji, gdzie chłopaki w ogóle nie raczyli odśnieżyć dróg (nic dziwnego, że mają klęski żywiołowe – wszystko przez zaniedbanie); koniec również słaby – trafiliśmy na fatalnie rozwiązanie podwójne skrzyżowanie w Liezen, gdzie utworzył się godzinny korek. W końcu dojechaliśmy. Dom położony jest na wzgórzu. Wysokiej klasy apartament, komfortowo wyposażony (nawet jest pieco-kominek) i dostęp do sieci. Zobaczymy jak będzie na stokach, ale to dopiero jutro.


Dzień 2 - 2009.02.15 (niedziela)

Pierwszy poranek w Austrii był pod znakiem odśnieżania. W nocy napadło trochę i padło jeszcze z rana. Największy problem to dojazd do stoku, gdyż do naszego lokum prowadzi stoma i wąska droga. W sumie udało się. Rano było zimno, wiało i brakowało słońca. Za to (bo jakżeby inaczej) stoki były idealnie przygotowane. Górka Hauber Kaibling (2015 m) posiada wprost wymarzone trasy do freeride’u czy carving’u. Niestety jak to przy niedzieli było nieco tłoczno, ale zawsze udało się znaleźć kawałek wolnego stoku  dla siebie. Niestety nie ma za dużo zdjęć z jazdy, bo popołudnia musiałem gonić Zuzkę, a popołudniu Kaję (coraz trudniej mi za nimi nadążyć).


Dzień 3 - 2009.02.16 (poniedziałek)

Trzeci dzień pobytu w Austrii to atak na górę Planai (1894 m). Ranek, chociaż mroźny, przywitał nas słońcem, niestety południe przyniosło chmury i lekkie opady śniegu. Rano udało się pojeździć na twardych i szybkich stokach, później stoki pokrył cienką warstwą śnieg i jazda była nieco utrudniona, ale równie ekscytująca. Góra Planai to wyzwanie dla jedno czy dwu-nartowców lubiących ostrą i szybka jazdę, zwłaszcza w dolnych odcinkach (dojazd do gondoli), gdzie stok jest prawie pionowy (czarne trasy).


Dzień 4 - 2009.02.17 (wtorek)

No i napadało, padało przez cała noc i cały dzień. Rano wielkie odśnieżanie, ale odbyło się bez łańcuchów. Na stoku jazda w puchu i kopnym śniegu – rewelacja! Niestety popołudniu zaczęło mocno wiać i skończyła się przyjemność jazdy, ale i tak dzień udany: zaliczone dwie góry: Hichwurzen (1850 m) i Reiteralm (1860 m). Powrót z małymi trudnościami: przy dojeździe do domu trzy podejścia (z tego dwa w łańcuchach) – było ostro, ale się udało! Teraz nadał sypie, ale podobno jutro ma być lepiej!


Dzień 5 - 2009.02.18 (środa)

Nareszcie wyszło słońce! Ale wraz z nim przyszedł mróz. Na dole -2, na górze -15. Po wczorajszych opadach nawet Austriacy nie dali rady, aby przygotować stoki należycie. Było miękko i od razu pojawiły się muldy, próbowałem rano jeździć na twardej desce, ale okazało się to porażką. Jedyny pozytyw wczorajszych opadów, to puch. Jazda w nim to bajka!


Dzień 6 - 2009.02.19 (czwartek)

Niezwykle słoneczny i zarazem mroźny dzień! Ale warto było, bo jazda super-rewelacyjna! Dzisiaj powtórka z rozrywki czyli po raz kolejny góra Hauber


Dzień 7 - 2009.02.20 (piątek)

Ostatni dzień na narcie: od rana niebo za chmurami i prószył śnieg. Nie zapowiadało, to idealnej pogody (niestety). Rano jeszcze była jada po twardym stoku, ale od południa zaczęło się walka z kopnym śniegiem i puchem (ale nie tak obfitym). Jeździliśmy na dwóch górach Hochmurzen (1850 m) i Reiteralm (1860 m). Nie mamy szczęścia do tych dwóch gór, poprzednio też padał śnieg…


Dzień 8 - 2009.02.21 (sobota)

No i koniec ferii. Podczas podróży mieliśmy na przemian zimę i wiosnę, od zamieci śnieżnej, poprzez deszcz, skończywszy na słońcu i suchej drodze. Powrót spokojny, w bardzo dobrym czasie....